Hej!
Korzystając z okazji iż mam natchnienie i chęć pisania, przychodzę do was z postem, który planowałam już kilka dni temu, Ale nie chciałam pisać na siłę.
W ogóle mam problem z wymysleniem tytułu. Nie wiem co z tego wyjdzie.
Dobra, nie przedłużając zaczynam!
Korzystając z okazji iż mam natchnienie i chęć pisania, przychodzę do was z postem, który planowałam już kilka dni temu, Ale nie chciałam pisać na siłę.
W ogóle mam problem z wymysleniem tytułu. Nie wiem co z tego wyjdzie.
Dobra, nie przedłużając zaczynam!
1 września, czyli najpiękniejszy dzień w życiu każdego ucznia, w tym dniu oficjalnie kończymy wakacje, wskakujemy w galowy strój i z wielkim bananem na ryju, w podskokach, niczym sarenki podczas polowania na jelenie, udajemy się do szkoły. Taa... Najprawdziwsze zdanie jakie kiedykolwiek wypowiedzialam (napisałam) !!!
Chyba każdy wyczuł ten sarkazm, bo raczej nikt tak nie ma. Nawet ja. Choć, w tym roku, po raz pierwszy poczułam tęsknotę za szkołą i pracami domowymi!
Tak, to prawda. Na dowód tego, opowiem krótkim historię.
Więc miała ona miejsce wczorajszego dnia, w mojej szkole, a dokładnie w sali numer 15, gdzie odbywała się lekcja biologii. Ja jako typowy matematyk nienawidzę przedmiotów ścisłych oraz tejże nauki o życiu, Ale chcąc nie chcąc muszę się tego uczyć. I tak siedząc na tej lekcji pomyślałam sobie "rety! Jak fajnie! Tak się cieszę, że wreszcie mam biologię!"
Taaak, a za pół roku, zaraz, co? Pół roku... lepiej nie mogłam powiedzieć.
Zapewne już niedługo, za tydzień, dwa, może miesiąc, będę wspominała stare czasy i myślała, jaka ja byłam głupia ciesząc się z tego, że jestem na biologii.
Narazie jeszcze mi ten nastrój szczęścia szkolnego nie puścił, ale to kwestia czasu.
Chyba każdy wyczuł ten sarkazm, bo raczej nikt tak nie ma. Nawet ja. Choć, w tym roku, po raz pierwszy poczułam tęsknotę za szkołą i pracami domowymi!
Tak, to prawda. Na dowód tego, opowiem krótkim historię.
Więc miała ona miejsce wczorajszego dnia, w mojej szkole, a dokładnie w sali numer 15, gdzie odbywała się lekcja biologii. Ja jako typowy matematyk nienawidzę przedmiotów ścisłych oraz tejże nauki o życiu, Ale chcąc nie chcąc muszę się tego uczyć. I tak siedząc na tej lekcji pomyślałam sobie "rety! Jak fajnie! Tak się cieszę, że wreszcie mam biologię!"
Taaak, a za pół roku, zaraz, co? Pół roku... lepiej nie mogłam powiedzieć.
Zapewne już niedługo, za tydzień, dwa, może miesiąc, będę wspominała stare czasy i myślała, jaka ja byłam głupia ciesząc się z tego, że jestem na biologii.
Narazie jeszcze mi ten nastrój szczęścia szkolnego nie puścił, ale to kwestia czasu.
Kolejna sprawa, o której tu napiszę to znajomi, a ich w szkole nie brakuje.
Zapewne większa część z was, czytających to, a w zasadzie, większa część wszystkich uczniów, cieszyła się na myśli o tym, że spotka się w szkole ze swoimi ziomeczkami. I to jest powód, dla którego uczniowie chcą wracać do szkoły.
W moim przypadku było dosyć dziwnie. Ja wiem, po tym poście pomyślcie sobie, że jestem jakąś pomylona i głupia. Ale kontynuując. Kiedy zbliżał się koniec wakacji wcale nie myślałam "wreszcie spotkam się z moimi mordkami" o nie. Dodam, że ja w te wakacje tylko kilka razy spotkałam się z moją przyjaciółką i jeśli chodzi o osoby, które znam ze szkoły, na tym kończy się lista moich spotkań. Przez co, tak przyzwyczaiłam się do samotności, że nie dopuszczałam myśli o spotkaniu tylu osób na raz.
Jednak w momencie kiedy dojechalam do szkoły i zobaczyłam moich znajomych miałam ochotę rzucić się wszystkim na szyję! W ogóle moje zachowanie i myślenie, zmieniło się w momencie, ciszę schowalam do pudełka i zamknęłam na klucz, aby poczekala do następnych wakacji. Teraz cieszę się, że mogę z nimi porozmawiać i przez to jestem szczęśliwa.
Jednak jest jeden minus, o którym zaraz tu napiszę.
Przez to, że jestem tak szczęśliwa i przebywam wśród ludzi od rana wieczorem łapie mnie dołek. Kiedy mam czas i taką chwilę wyciszenia myślę o wielu sprawach, dociera do mnie to, czego nie dopuszczałam przez cały dzień i, nie ukrywam, że jest to dla mnie przykre. Jednak wszystko można pokonać i może kiedyś to się zmieni, a jak narazie niech będzie tak jak jest.
Zapewne większa część z was, czytających to, a w zasadzie, większa część wszystkich uczniów, cieszyła się na myśli o tym, że spotka się w szkole ze swoimi ziomeczkami. I to jest powód, dla którego uczniowie chcą wracać do szkoły.
W moim przypadku było dosyć dziwnie. Ja wiem, po tym poście pomyślcie sobie, że jestem jakąś pomylona i głupia. Ale kontynuując. Kiedy zbliżał się koniec wakacji wcale nie myślałam "wreszcie spotkam się z moimi mordkami" o nie. Dodam, że ja w te wakacje tylko kilka razy spotkałam się z moją przyjaciółką i jeśli chodzi o osoby, które znam ze szkoły, na tym kończy się lista moich spotkań. Przez co, tak przyzwyczaiłam się do samotności, że nie dopuszczałam myśli o spotkaniu tylu osób na raz.
Jednak w momencie kiedy dojechalam do szkoły i zobaczyłam moich znajomych miałam ochotę rzucić się wszystkim na szyję! W ogóle moje zachowanie i myślenie, zmieniło się w momencie, ciszę schowalam do pudełka i zamknęłam na klucz, aby poczekala do następnych wakacji. Teraz cieszę się, że mogę z nimi porozmawiać i przez to jestem szczęśliwa.
Jednak jest jeden minus, o którym zaraz tu napiszę.
Przez to, że jestem tak szczęśliwa i przebywam wśród ludzi od rana wieczorem łapie mnie dołek. Kiedy mam czas i taką chwilę wyciszenia myślę o wielu sprawach, dociera do mnie to, czego nie dopuszczałam przez cały dzień i, nie ukrywam, że jest to dla mnie przykre. Jednak wszystko można pokonać i może kiedyś to się zmieni, a jak narazie niech będzie tak jak jest.
Piszcie koniecznie w komentarzach jak wam się podobał ten posta.
A jak wasz powrót do szkoły? Macie tak jak ja czy wręcz przeciwnie?
A jak wasz powrót do szkoły? Macie tak jak ja czy wręcz przeciwnie?
Buziaki i paaa!
PS nie mam żadnych nowych zdjęć innych niż moje, więc wstawiam na koniec moją mordkę, żeby nie było tak sucho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz